Historia brudnej skarpetki

poniedziałek, grudnia 01, 2014 Klaudia Shea 9 Comments

Pozwólcie, że opowiem Wam historię pewnej brudnej skarpetki. ;))

Ludzie, dlatego, że są tylko i aż ludźmi odczuwają emocje, zarówno pozytywne jak radość, miłość, poczucie spełnienia, jak i te złe- smutek, rozpacz, złość czy zazdrość. I potrzebują je wyładować. O ile z pozytywnymi zazwyczaj problemu nie ma, pojawia się gdy chcemy ukryć te negatywne, najczęściej przed nami samymi.

A trzymac negatywnych emocji nie można, bo w końcu urosną do takiej rangi, że sobie z nimi nie poradzimy. Żeby było bardziej obrazowo- negatywna emocja jest jak brudna skarpetka. (Tak, wiem, malowniczy przykład, ale czytajcie dalej). No więc, mamy taką brudna, śmierdząca skarpetkę. Wstydzimy się swojej skarpetki- przecież to nie wypada takiej mieć, a działamy na szybko. Więc chowamy ją pod kołdrę z Ikei. Problem z głowy- nie śmierdzi, nie widać. Uff... Następnego dnia znów schowamy tam skarpetkę. Kolejnego następną i następną, a za tydzień wrzucimy tam kilka an raz. Rozumiecie, o co mi chodzi? Po pewnym czasie pod kołdrą zrobi się spora kupka, którą WIDAĆ, zaczyna się ją CZUĆ, a przede wszystkim- przeszkadza nam spać. (Spróbujcie spać pod kupą śmierdzacych skarpetek ;))
Jesteście niewyspani, macie dosyć, czujecie smród i inni zaczynają zauważać Wasz sekret. Aż pewnego dnia skarpetki przestaną się mieścić pod kołdrą i wypadną- albo powoli, jedna po drugiej, albo zwalą się wszystkie na raz na sam środek pokoju!

Dokładnie tak samo jest z naszymi emocjami. Złość, smutek, rozpacz, rozdrażnienie, "nicmisieniechce" i "zarazkogośwalnę" to codzienne, spotykające każdego uczucia. To normalne, że czasami chcemy nagadać na szefa, koleżankę, która wyjątkowo nas wkurzyła czy po prostu na serię niefortunnych zdarzeń dnia dzisiejszego. A nawet na to, że dżem spadł nam na bluzkę, a brat zostawił koszulkę w przedpokoju.
To normalne, że chcemy się podzielić z kimś frustracją, krzyknąć, trzasnąć drzwiami czy powiedzieć dwa słowa ostrzej niż zazwyczaj.

Bycie optymistą, pozytywną osobą, która widzi same pozytywne strony życia jest modne. I zdrowe. I prowadzi do rozwoju. Ale ludzie, nie może być tak, że ktoś całkowicie wypiera te złe emocje wmawjaąc sobie, że ich nie ma. Są. A to, że je odczuwamy nie czyni z  nas złych ludzi (jak się niektórym wydaje). To zupełnie ludzka rzecz i dopóki potrafimy trzasnąć drzwiami tak, żeby nie wyleciały z zawiasów i nie walnęły kgooś przy okazji- jest w porządku.

Negatywne emocje to również rodzaj energii, która musi ujść, żeby mogła krążyć dalej, a nie rozsdzać nas od środka. Nie namawiam Was do wyżej wspomnianego przyłożenia komuś. Ale do przyznania się przed samym sobą. Czasem lepiej wyjść do łazienki, krzyknąć "Jestem wkurwi**a!", albo chociaż pomyślec, oswoić się z tą emocją i tak dać jej upust. Możecie gdzieś sobie zapisać wszystko co czujecie, np. na papierze toaletowym (jeśli jesteśmy w scenerii łazienkowej) lub pomyśleć, powiedzieć itp.
"Jestem wkurzona", a nie "On mnie wkurzył". To druga różnica, aby uświadomić sobie, że emocje, które czujemy są naszym wytworem, naszą reakcją, a nie cudzą. Ktoś co najwyżej mógł przyczynić się do tego, że jesteśmy zazdrości, smutni czy źli. Wystarczy to zauważyć u siebie. Bo podstawą samorozwoju jest znajomość siebie, a chcąc nie chcąc negatywne emocje są częścią nas.

Wiecie o co mi chodzi?
Żeby nie zbierać brudnych skarpetek. Ale nie wstydzić się ich- bo każdy skarpetki nosi ;) Czasem wystarczy je wyprać zamiast upychać w niewidoczne miejsca.

9 komentarzy:

  1. uwielbiam takie porównania :D od razu wszystko lepiej zrozumieć i bardziej to do nas dociera :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo obrazowe porównanie :) aż poszłam i zmieniłam skarpetki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem optymistą trzeba się urodzić. I uważam też, że mnie się tutaj trafiło. Skarpetek nie upycham, po prostu we mnie nie siedzą. Nie potrafię się przejmować. Może przez pięć minut. Nie dłużej. Stresuję się tylko przy ostrej wymianie poglądów. I wtedy naprawdę muszę sobie iść i ochłonąć. Bo inaczej rozszarpałabym na kawałki. Niektórzy jednak tego nie potrafią i tutaj w pełni zgadzam się z tobą. Bo negatywne emocje prędzej czy później przyjdzie odchorować.

    Przepraszam, że zostawię tutaj linka, ale po prostu zmieniłam adres:
    kultura-kanapowa.blogspot.com Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza (czytaj: ma ci to nie przeszkadzać, bo rozstrzelam!) ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chyba jestem z tych szczęśliwców, w których "skarpetki" nie siedzą. Ale i ja czasem daję upust emocjom - bo nawet jeśli nie siedzą, czasem potrzebują większych drzwi, by wyjść.

      Usuń
  4. Taka mała rada - justuj tekst, będzie czytelniej i schludniej i przyjemniej dla oka :). Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm... Wydaje mi się, że powiedzenie sobie samemu, że jest się wkurzonym itp. jest zwyczajnym tłumieniem w sobie złych emocji. Przykład by pójść do łazienki i to wykrzyczeć już lepszy. Zdecydowanie najlepszą metodą z tych, które podałaś, jest wypisanie sobie tego, gdzieś na kartce, zeszycie itp. Jeśli chodzi o mnie, to prowadzę dwa zeszyty: jeden (czarny) do zapisywania właśnie złych emocji, wyżywam się w nim, drugi (różowy, rzecz jasna) do pozytywnych myśli, snucia planów i rozliczania się z nich. Taka metoda mi bardzo pomaga w oswojeniu się ze swoimi emocjami, zrozumieniu ich i radzenia sobie z nimi, bo miewam z tym problem ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny pomysł z zeszytami ( i kolorkami). ;) Przykład z przyznaniem się do konkretnej emocji również działa, szczególnie w przypadku gdy nagle czujemy się zirytowani, nie wiemy dlaczego, a nie mamy czasu na rozmyślanie i pisanie w zeszytach. Chodzi o to, by odróżnić złość "Ale jestem zdenerwowana" od "Wszystko mnie wkurza". I samo to już sprawia, że pojawia się samoświadomość tego, co czujemy, a nie jest to gdzieś zepchnięte i schowane wśród innych "skarpetek" o których nie mamy pojęcia, a one mimo to kiedyś pokażą że jednak istnieją. :)
      Sama spróbuję tego pomysłu z zeszytami! :)

      Usuń
  6. Super jest to porównanie! jeszcze dodam, że czasem nawet zwykłe nazwanie emocji sprawia, że ona znika albo przestaje być taka nieznośna. Po prostu ważne, żeby się jej nie wypierać, mimo tego że jesteśmy tego uczeni od dzieciństwa. Ja piorę moje "skarpetki" w zeszycie, a czasem muszę się wykrzyczeć i wypłakać, co ma wręcz terapeutyczne działanie:) Tylko jeszcze nie opracowałam metody, żeby od czasu do czasu rykoszetem nie oberwało się komuś bliskiemu podczas tego uzewnętrzniania emocji. Ale pracuję nad tym:) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ze komentarz | Thanks for Your comment