Smutna i prawdziwa historia o radości

Lubię pozytywnych ludzi. Takich jak Wesoły Kierowca, o którym Internety krzyczą od kilku dni. Widziałam nagranie z jego autobusu kilka razy i... zakochałam się. Gdyby taki kierowca jeździł w Krakowie, pojechałabym z nim  na koniec świata. Albo nawet na Hutę!


Jeśli jeszcze nie widzieliście filmiku, natychmiast to nadróbcie ;)
Co jest złego w tym, że kierowca jest miły, sympatyczny, wesoły i próbuje umilić swoim pasażerom dzień? Stanie w korkach może być o wiele ciekawsze i zabawniejsze. Jego teksty naprawdę wywoływały śmiech, nastrój ludzi widocznie się poprawił, co zresztą było słychać. Oczywiście zawsze znajdą się ludzie, których radość innych boli. Wiecie, że kierowca dostał reprymendę od zarządu ZTW w Warszawie?
Swoja drogą, czytałam gdzieś ostatnio o jakiś badaniach, w których kazano grupie ludzi zainicjować rozmowę z obcymi w autobusie w drodze do pracy, na uczelnię, whatever. Okazało się, że poziom nastroju wzrósł i to dość sporo! Nawet u ludzi, którzy deklarowali się jako osoby nieśmiałe, stroniące od kontaktu z ludźmi.
Kurcze, ludzie są społeczni, potrzebują kontaktu z innymi. Potrzebują też dobrych emocji i to, jak się okazuje, bardzo! Jest jeden człowiek, który dzieli się swoją pogodą ducha z innymi, robi coś zupełnie za darmo, z serca dla serc i jeszcze dostaje za to ochrzan. :/

Jak mieć nadzieję na dobro ludzkości... Zarządzie ZTM i Wy, których boli czyjś uśmiech- wstydźcie się!

Bądźmy dziećmi na Święta, czyli Poradnik Pozytywnych Świąt

**Dziś postanowiłam opublikować artykuł, który napisałam na poprzednie Święta do magazynu internetowego, który przestał istnieć.**

Święta. Jedno to słowo wystarczyło by poczuć miłe dreszcze, zapach choinki, makowca… Ekscytujące pisanie listu do św. Mikołaja, wspólne pieczenie bożonarodzeniowych wypieków, ubieranie drzewka i strojenie całego domu. Pyszne potrawy i … kolędy. Aż pewnego dnia pstryk… i po magii Świąt zostaje naprawdę niewiele… Dorośliśmy. Ale to przecież nie znaczy, że nie możemy przeżyć tego czasu pozytywnie, ciesząc się jak dzieci. Jesteśmy nimi nadal tylko o tym zapominamy. A warto sobie przypomnieć, bo Święta to czas cudów, także tych w nas. I warto przeżyć je pozytywnie.

Idą Święta, mamy za dużo na głowie. Może po prostu Święta przestały nas cieszyć, a nawet zaczęły denerwować. Wolelibyśmy się schować pod koc i przespać Boże Narodzenie przeglądając zdjęcia znajomych na FB lub „inspiracje” na blogach. Różne są „świąteczne problemy”, ale jest na nie podobna recepta. Zatrzymajmy się, odetchnijmy i… 

Zaśpiewajmy kolędę
Już nie od dzisiaj wiadomo, że śpiewanie ma właściwości antydepresyjne. Podczas tej czynności nasz organizm wydziela endorfiny, znane jako hormony szczęścia. W dodatku większość polskich kolęd i wiele zagranicznych, o spokojnym, melodyjnym brzmieniu uspokaja i nastraja optymistycznie. Zaśpiewajmy więc! To nie boli, naprawdę.  To, że „nie potrafimy śpiewać” nie jest żadną wymówką. Kupujemy płytę z kolędami śpiewanymi przez ulubionych wykonawców, dajemy na full i śpiewamy razem z nimi. Może brzmi to jak oczywistość, ale ile razy tak naprawdę to robiliśmy? 

Wyczarowanie nastroju
Bo jest on bardzo ważny. Chociaż pozytywne Święta nie muszą być wystrojone i kolorowe, to jednak sami przyznacie, że gdyby zabrakło światełek, kolorowych bombek, czekoladowych Mikołajów i srebrzystych aniołków czegoś by nam brakowało. Wprowadźmy więc odrobinę klimatu w nasze domy. Przystrójmy tradycyjne drzewko, zawieśmy światełka w oknach… Popatrzmy na to wszystko jak dzieci, z błyskiem w oku, uśmiechem i radością z każdej kolejnej śliczności.
Artystyczne dusze niech zrobią coś same. Własnoręcznie robione ozdoby cieszą sto razy bardziej! Zaprośmy do tego całą rodzinę, dzieci, przyjaciół, a nawet sąsiadów. (Oporne ogrodowe światełka same się nie zawieszą ;) Stwórzmy nastrój. Bo gdy jest nastrój, sami stajemy się nastrojeni, i to zdecydowanie pozytywnie!

Zabawa w poszukiwacza skarbów
Kiedy kolęda w głowie gra, a do świąt tak niewiele czasu zostało,  nadchodzi czas by zorganizować podarunki dla najbliższych. I to nie byle jakie, bo nie chodzi o to by odbębnić kolejny punkt na liście świątecznych spraw. Niech przedświąteczne zakupy będą przyjemnością, a nie obowiązkiem. Przypomnijmy sobie to radosne oczekiwanie na Mikołaja, Gwiazdkę, Aniołka (czy kto tam z nieba spadał i prezenty dawał) i z tą myślą idźmy na zakupy. Nastawmy się , że gdy wejdziemy do sklepu z pozytywnym nastawieniem, idealny prezent znajdzie się sam. I niech to nie będzie zestaw kosmetyków w pudełku albo  kolejny „zbieracz kurzu” na półkę i paczka skarpetek. No, chyba, że uważasz, iż na taki prezent bliska Ci osoba wprost krzyknie z radości ;)
Wspaniałym pomysłem na świąteczne prezenty jest obdarowanie osób czymś od serca, zrobionym własnoręcznie lub specjalnie dla nich. Przypomnijmy sobie co dana osoba lubi, jaka jest i zabawmy się w poszukiwacza skarbów. Można zaprosić do tej zabawy przyjaciół. Założę się, że oni mają co roku ten sam problem co Ty. Naprawdę warto poświęcić chwilę by znaleźć coś naprawdę osobliwego, dla tego jednego szczególnego uśmiechu.

Magia dzielenia się
Uśmiechem, radością, a czasami czymś więcej. Jako ludzie, nie możemy zapomnieć o innych ludziach. Wszędzie wkoło mówi się o czasie wybaczania, dzielenia się i odnawiania kontaktów. Coś w tym jest. Zadbajmy o rodzinę, przyjaciół, sąsiadów, a nawet panią z dziekanatu czy pana Zdzisia ze spożywczego. Święta to czas gdy absolutnie każdy zasługuje na dobre słowo. Nie musimy oczywiście od razu się obcałowywać i „nagle” stawać się bliskimi przyjaciółmi. Wystarczy dobre, szczerze słowo. Zasada jest jedna- jeśli nie jesteście w stanie pomyśleć o kimś pozytywnie, nie mówcie mu nic. By nie niszczyć humoru sobie i jemu.
Są ludzie, którzy nie mają rodziny, przyjaciół lub domu. Zachęcam do udziału w różnego rodzaju akcjach i zbiórkach na prezenty dla domów dziecka, hospicjów i domów spokojnej starości. Jeśli spędzacie Święta samotnie lub tylko w gronie przyjaciół możecie wybrać się na krótki spacer do jednego z tych miejsc. Prezent nie zawsze musi być „rzeczą”, czasami wystarczy uśmiech i poświęcony czas. 

                I najważniejsze…
Gdy przeżywamy Boże Narodzenie pozytywnie, w dobrej atmosferze, wypuszczamy z serc to co najważniejsze. W takich chwilach prezenty i pyszne jedzenie schodzą na dalszy plan, a my odczuwamy święta duchowo, tak, jak należy. Dostrzegamy, że w Bożym Narodzeniu chodzi nie o 12 potraw, ale o to, że zjemy je z najbliższymi, nie o ilość prezentów, ale o radość z ich dawania. Nie chodzi także o pokazanie się rodzinie z dobrej strony, bo przecież nie mamy wpływu na to co myślą inni.

***

 Naprawdę nie ma przepisu na idealne, pozytywne i bezproblemowe święta i chyba się z tym zgodzicie. Każdy z nas przeżywa swoje Święta inaczej i każdy w czymś innym widzi szczęście. Ale Tej nocy łączmy się wszyscy w miłości i radości. A zacznijmy od kolęd, które tak naprawdę wcale nie gryzą ;)  Takich pozytywnych Świąt Wam i sobie życzę.

Historia brudnej skarpetki

Pozwólcie, że opowiem Wam historię pewnej brudnej skarpetki. ;))

Ludzie, dlatego, że są tylko i aż ludźmi odczuwają emocje, zarówno pozytywne jak radość, miłość, poczucie spełnienia, jak i te złe- smutek, rozpacz, złość czy zazdrość. I potrzebują je wyładować. O ile z pozytywnymi zazwyczaj problemu nie ma, pojawia się gdy chcemy ukryć te negatywne, najczęściej przed nami samymi.

A trzymac negatywnych emocji nie można, bo w końcu urosną do takiej rangi, że sobie z nimi nie poradzimy. Żeby było bardziej obrazowo- negatywna emocja jest jak brudna skarpetka. (Tak, wiem, malowniczy przykład, ale czytajcie dalej). No więc, mamy taką brudna, śmierdząca skarpetkę. Wstydzimy się swojej skarpetki- przecież to nie wypada takiej mieć, a działamy na szybko. Więc chowamy ją pod kołdrę z Ikei. Problem z głowy- nie śmierdzi, nie widać. Uff... Następnego dnia znów schowamy tam skarpetkę. Kolejnego następną i następną, a za tydzień wrzucimy tam kilka an raz. Rozumiecie, o co mi chodzi? Po pewnym czasie pod kołdrą zrobi się spora kupka, którą WIDAĆ, zaczyna się ją CZUĆ, a przede wszystkim- przeszkadza nam spać. (Spróbujcie spać pod kupą śmierdzacych skarpetek ;))
Jesteście niewyspani, macie dosyć, czujecie smród i inni zaczynają zauważać Wasz sekret. Aż pewnego dnia skarpetki przestaną się mieścić pod kołdrą i wypadną- albo powoli, jedna po drugiej, albo zwalą się wszystkie na raz na sam środek pokoju!

Dokładnie tak samo jest z naszymi emocjami. Złość, smutek, rozpacz, rozdrażnienie, "nicmisieniechce" i "zarazkogośwalnę" to codzienne, spotykające każdego uczucia. To normalne, że czasami chcemy nagadać na szefa, koleżankę, która wyjątkowo nas wkurzyła czy po prostu na serię niefortunnych zdarzeń dnia dzisiejszego. A nawet na to, że dżem spadł nam na bluzkę, a brat zostawił koszulkę w przedpokoju.
To normalne, że chcemy się podzielić z kimś frustracją, krzyknąć, trzasnąć drzwiami czy powiedzieć dwa słowa ostrzej niż zazwyczaj.

Bycie optymistą, pozytywną osobą, która widzi same pozytywne strony życia jest modne. I zdrowe. I prowadzi do rozwoju. Ale ludzie, nie może być tak, że ktoś całkowicie wypiera te złe emocje wmawjaąc sobie, że ich nie ma. Są. A to, że je odczuwamy nie czyni z  nas złych ludzi (jak się niektórym wydaje). To zupełnie ludzka rzecz i dopóki potrafimy trzasnąć drzwiami tak, żeby nie wyleciały z zawiasów i nie walnęły kgooś przy okazji- jest w porządku.

Negatywne emocje to również rodzaj energii, która musi ujść, żeby mogła krążyć dalej, a nie rozsdzać nas od środka. Nie namawiam Was do wyżej wspomnianego przyłożenia komuś. Ale do przyznania się przed samym sobą. Czasem lepiej wyjść do łazienki, krzyknąć "Jestem wkurwi**a!", albo chociaż pomyślec, oswoić się z tą emocją i tak dać jej upust. Możecie gdzieś sobie zapisać wszystko co czujecie, np. na papierze toaletowym (jeśli jesteśmy w scenerii łazienkowej) lub pomyśleć, powiedzieć itp.
"Jestem wkurzona", a nie "On mnie wkurzył". To druga różnica, aby uświadomić sobie, że emocje, które czujemy są naszym wytworem, naszą reakcją, a nie cudzą. Ktoś co najwyżej mógł przyczynić się do tego, że jesteśmy zazdrości, smutni czy źli. Wystarczy to zauważyć u siebie. Bo podstawą samorozwoju jest znajomość siebie, a chcąc nie chcąc negatywne emocje są częścią nas.

Wiecie o co mi chodzi?
Żeby nie zbierać brudnych skarpetek. Ale nie wstydzić się ich- bo każdy skarpetki nosi ;) Czasem wystarczy je wyprać zamiast upychać w niewidoczne miejsca.

Przyznaję - myliłam się!

To wcale nie jest tak, że naśladuję innych. Po prostu fakt, że zrobiło to wielu znanych mi blogerów sprawił, że pomyślalam "Kurcze, może to nie takie złe?". I tak zmieniłam swoje zdanie na temat własnego adresu o 180 stopni. Bo wcześniej moje zdanie wyglądało mniej więcej tak:

"...
...
...
NIE!"

Zatem witajcie na blogu www.narratorka.pl.


Nie wiem czy ta zmiana w jakis sposób odbije się na Czytelnikach, łatwości użytkowania lub innych ważnych elementach, ale nie ważne. Siedzę i patrzę na nowy adres, i przestać nie mogę. (Podziękowania w stronę Ani M. i Ani K. które poświęciły chwilę na wytłumaczenia zawiłości informatycznych).

O wiele bardziej wkurza mnie szablon, a szczególnie dwie rzeczy:
1. Nie istnieje taki szablon, który sobie wymarzylam
2. Nie umiem zrobić go sobie sama
Jak żyć!

Więc na razie jesteście zmuszeni (w sensie: bardzo Was proszę o wybaczenie) znosić właśnie ten. Chyba najmniej odbiega od mojej idealnej wizji. A propo- jeśli ktoś z Was zna kogoś, kto nienajdrożej sobie licząc wykona dla mnie szablon, który narysuję (:)) będzie mi miło za podesłanie kontaktu.

Odświeżyłam też FP na Facebooku (podobno jak nie ma nas na FB to nie istneiejmy, sprawdził ktoś?)
Fajnie, jeśli klikniecie "Like", bo będę zamieszczać tam co ciekawsze elementy życia, inspiracje i konkursy. 


Co z nowości... na blogu pojawił się system komentowania Disqus. Szybszy, wygodniejszy i dostajecie powiadomienia jeśli ktoś odpowie na Wasz komentarz.

Teraz mam kaca moralnego, że zrobiłam z bloga jednego z wieeeelu innych typowych "lifestylowców", ale jednocześnie bardzo go wypieram tlumacząc sobie, że nie doprowadze do tego, żeby pisać o ... okej, "nigdy nie mów nigdy". Przynajmniej próbuję.

Jako, że zaczęłąm studiować na kursie dziennikarskim, chciałabym, żeby moje posty nie dotyczyly w większości kosmetyków, recenzji i "co u mnie nowego", bo raczej nikogo to nie obchodzi. Jeśli mnie polubicie, zapraszam na FB- tam dzieje się życie. Postów na razie nie będzie więcej, postaram się wrzucić coś raz, dwa razy w tygodniu, bo mam ok 30 roboczych postów. Niektórzy biorą narkotyki, ja piszę ;)
Ogólnie, strofujcie mnie, jeśli w pewnym momencie zrobię się chamska, wredna czy inne "piękne" epitety.
Życie się zaczęło i ma to swoje skutki. Aczkolwiek będę się starała nie odbierać Wam optymizmu ;)

Miłego dnia! Wszelkie uwagi mile widziane!

edit// jednak jeszcze chwilę będzie blogerowy system komentowania.